Spaliśmy do 10:00, o 12 wymeldowaliśmy się z naszego hotelu i z plecakami na plecach ruszyliśmy w kierunku Sagrada Famillia. Katedra nie zrobiła na nas dużego wrażenia - w połowie ukryta pod rusztowaniem, otoczona tłumami z całego świata. Zrobiliśmy parę fotek i metrem udaliśmy się na miejskie plaże. Byliśmy zachwyceni - wodą, słońcem, ciepłem. Rozłożyliśmy się na piasku, Michał robił zdjęcia, ja nawet pobrodziłam w morzu gołymi stopami. Tutaj prawie lato w pełni, w Polsce zima wiosną...Ruszyliśmy dalej, deptakiem, w poszukiwaniu miejsca, gdzie moglibyśmy zjeść coś smacznego i hiszpańskiego. Nasz wybór padł na jedną z portowych restauracji - zjedliśmy pyszną paellę z owocami morza. Zrobiło się późno, znaleźliśmy najbliższą stację metra i udaliśmy się na pociąg, by dojechać nim do lotniska. Mieliśmy godzinę i 10 min. do odlotu, odprawiliśmy się wcześniej przez internet, więc spokojnym krokiem udaliśmy się na kontrolę bagażu. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy usłyszeliśmy, że nasz samolot odlatuje z innego terminalu, oddalonego od tego, w którym byliśmy jakieś 10-15 min. drogi autobusem!!! Szybko znaleźliśmy ten autobus, na szczęście w miarę szybko ruszyliśmy i prawie w ostatniej chwili dotarliśmy pod nasz gate. Samolot szczęśliwie miał ok. 20 min. opóźnienia, więc nawet zdążyliśmy wypić po kawie.