Do Cusco lecieliśmy liniami Star Peru. Bilety kupiliśmy jeszcze w Polsce.Mieliśmy trochę obaw czy oby najtańsze linie zapewnią Nam wystarczające poczucie bezpieczeństwa?! Jak się okazało nie taki diabeł straszny jak go chcieli namalować. Lot był bardzo spokojny, dostaliśmy nawet darmowy posiłek co nas bardzo zaskoczyło...a widoki niesamowite. Po około 1h wylądowaliśmy w Cusco, mieście, które było początkiem naszej peruwiańskiej przygody.
Przeczytawszy wiele relacji, opowieści, w których było wiele porad jak nie "zginąć" w Peru byliśmy przygotowani na najgorsze. Mieliśmy obawy czy nasza nieznajomość języka hiszpańskiego nie będzie gwoździem do naszej własnej trumny...:) Biegając po lotnisku w Limie byliśmy tak skupieni na tym by zdąrzyć na samolot, że nagabujący Nas taksówkarze, hotelarze i wszelakie informacje turystyczne nie miały wystraczającej siły przebicia by Nas zatrzymać :) tutaj musieliśmy się tej sile jakoś oprzeć... Jeżeli wydaje się Wam,że jesteście sami na tym świecie to źle Wam się wydaje :) Okazuje się, że w Peru czeka na Was wielu przyjaciół, każdy Wam chętnie pomoże, doradzi :)
Oczywiście nie za darmo...
Lotnisko jak się później okazało było jednym z nielicznych miejsc gdzie mogliśmy porozumieć się w języku angielskim. Postanowiliśmy wykorzystać trochę tą sytuację by dowiedzieć się na co możemy liczyć i za jakie pieniądze.
Dostaliśmy całą masę ofert hoteli, wycieczek, wymiany waluty, taxi które dowiezie Nas gdzie tylko chcemy.Jednym słowem wszystko czego potrzebowaliśmy.
Skorzystaliśmy jedynie z oferty taxi. Wzięliśmy kilka ulotek, numer telefonu do Pani w razie gdybyśmy zdecydowali się na którąś z wycieczek,wymieniliśmy trochę dolarów w Kantorze i ruszyliśmy za Panem , który miał Nas dowieść do centrum na Plaza Des Armas. Zgodziliśmy się na cenę 20 soli, zapakowaliśmy bagaże na tylne siedzenie i ruszyliśmy. Oczywiście przepłaciliśmy. Normalna cena z miasta na lotnisko wynosi 8 soli ale o tym dowiedzieliśmy się z biegiem czasu :)
Dojechaliśmy szczęśliwie. Nasze pierwsze zderzenie z rzeczywistością trochę Nas zaskoczyło. O ile Centrum miasta jest pięknym i czystym miejscem o tyle przedmieścia są jego zupełnym przeciwieństwem.
Trochę zajęło Nam czasu znalezienie naszego miejsca do spania, wszystkie te zaproponowane przez Panią na lotnisku były albo zbyt daleko centrum albo zbyt drogie albo a może i przedewszystkim nie potrafiły sprostać naszym oczekiwaniom.
Znaleźliśmy przytulny hotel "Los Angeles" o bardzo rodzinnej atmosferze, który miał Nam zapewnić poczucie bezpiecżeństwa.
Całą resztę dnia spędziliśmy na poznawaniu zakątków miasta, odpoczynku, degustacji lokalnej kuchni, robieniu zdjęć. Typowy dzień z życia tutysty :)
Korzystając z internetu Wifi ( każdy hotel w którym spaliśmy takowy posiadał- niestety średniej jakości) zakupiliśmy bilety kolejowe "Peru Rail" z Ollantaytambo do Aguas Calientes (za 2 bilety w dwie strony kupując najtańsze jakie były wydaliśmy 208 USD ).Należy pamietąć by wydrukowane potwierdzenie zakupu biletów zamienić na właściwe bilety w jednej z Agencji PERURAIL. Jena z nich znajduje się na Plaza des Armas w Cusco. Na miejscu należy również okazać paszport i kartę płatniczą, którą dokonało się płatności. Jeżeli nie macie biletów a jesteście w Cusco możecie udać sie prosto do agencji by bezpośrednio u nich zakupić bilety.
Postanowiliśmy, że nie skorzystamy z żadnej z ofert biura turystycznego i na własną rękę udany się do Ollantaytambo. Dowiedzieliśmy się od właścicieli naszego hotelu, że nie będziemy z tym mieli żadnego problemu. Skierowali Nas na ulicę PAVITOS skąd jeden z licznych prywatnych busów miał Nas zawieść do Ollantaytambo.